0
Browsing Category

Podróże Szamańskie

Tutaj publikuję opisy podróży szamańskich, na bazie których nagrywam kolejne epizody podcastu. Eksploruję różne sfery i obszary, przynoszę z nich uniwersalne historie, które rezonują wedle potrzeby słuchającego.

Podróże Szamańskie

Spotkanie za milion lat

milion lat

Stoję na skrawku trawnika. Po chwili kładę się na plecach, zamykam oczy i wiedziony intuicją czekam aż coś się wydarzy. Dookoła rozbrzmiewa poranna pieśń cykad, a rytmiczny szum oceanicznych fal, które rozbijają się o brzeg, wprowadza mnie w stan głębokiego i jakże naturalnego relaksu.

Czuję jak pojedyncze źdźbła trawy na której leżę zaczynają trącać mnie, dotykać. Z nieznanej mi przyczyny, przyspieszają swój wzrost, szybko pną się ku górze drogą wytyczoną przez kształty mojego ciała. Oplatają mnie, kawałek po kawałku zamykają tysiącem chlorofilowych objęć. Otulają, mumifikują w zielonym sarkofagu.

Bez krztyny strachu poddaję się ich działaniu.

Na raz odrywam się od ziemii. Czuję jak olbrzymia łodyga wznosi mnie coraz wyżej i szybciej. Przebijamy kolejne warstwy ziemskiej atmosfery, by po chwili wpaść w kosmiczny dryft, zawieszeni w eterycznej próżni.

Ten stan pozornego bezruchu nie trwa jednak długo, bo nagle do gry wchodzi druga zielona macka, która podczepia się pod ten mój nieco osobliwy kosmiczny skafander, przejmuje mnie i ciągnie do miejsca z którego została tu wystrzelona. Ależ niecodzienna to forma podróżowania!

Lądujemy. Widzę, czuję i wiem, że jestem w jakimś bardzo pierwotnym miejscu. Nie jestem pewien czy jest to jakaś inna planeta, inny wymiar, czy może po prostu nasza poczciwa Ziemia, uchwycona w bardzo odległym przedziale czasowym. Gdy myślę o tym, ciało wysyła sygnały, które pozwalają skłaniać się ku tej trzeciej opcji.

Praziemia. Miejsce, do którego dotarłem porośnięte jest potężnymi, rozłożystymi drzewami. Panuje tu gęsta od świetlistej energii atmosfera. Obraz ten przywodzi na myśl las strefy chmur widziany z lotu ptaka, pełen drzew spowitych mgłą, ociekających wilgocią i całą gamą odcieni zieloności. 

Jednak moją uwagę przykuwa coś innego, bo ponad drzewami, a także gdzieniegdzie w ich koronach dostrzegam zawieszone w przestrzeni, lewitujące sylwetki ludzi. Złożone nogi, zaplecione w kwiat lotosu, półprzymknięte powieki, ciała zdradzające pogrążenie w głębokiej medytacji. Jedna postać wzbudza me szczególne zainteresowanie. Na tle pozostałych jest jakby jaśniejsza, bardziej kolorowa, wyrazistsza. Czuję jak po plecach przelatują ciarki, a przez głowę przebiega myśl, czy ten człowiek również mnie widzi?

Spotkanie za milion lat

Nagle, jakby w odpowiedzi na tę niewypowiedzianą na głos myśl, nasze spojrzenia spotykają się! I choć trwa to zaledwie ułamek chwili, czuję że właśnie tym jednym spojrzeniem powiedziane zostało wszystko! Ta krótka wzrokowa wymiana wpływa na dalszą trajektorię lotu naszych żyć. Fotony przeznaczenia zostają wybite z ustalonego wcześniej porządku, zmieniają się koordynaty, tworzy się nowa wersja rzeczywistości. Świadomość przenosi się na nowo powstałą, kolejną już linię czasu.

Jeśli spojrzenie wstecz zmienia świata bieg,

To jakąż moc posiada, wzrok co na przyszłość pada?

Pędzimy od czasów niepamiętnych,

Przemierzając światy w eter zaklęte.

Przez dziurkę od klucza kosmos podglądamy,

Miłości wytrychem drzwi ducha otwieramy.

Chwila nad pierwotnym lasem dobiega końca. Przed nami tylko kilka milionów lat w rozłące. Spokojnie, spotkamy się znów, niebawem. Dojrzalsi i pełniejsi o naszych praktyk owoce. Serca zestroimy, nogi w duchowy trans puścimy. Ramię w ramię o deszcz łaski ponownie poprosimy.

Podróże Szamańskie

Sen Iguany

Sen Iguany

sen Iguany

Na grubej gałęzi rozłożystego drzewa awokado wygrzewa się w promieniach letniego słońca mała iguana. Zamknięte powieki jej oczu zdają się mówić, że w przyjemnym poczuciu bezpieczeństwa znajduję się właśnie w objęcia Morfeusza. Ledwie zauważalne ruchy gałek ocznych sugerują iż ten niezwykły gad właśnie doświadcza jakiegoś marzenia sennego.

Na moment dostaję dostęp do iguaniego umysłu i jako obserwator z zachwytem oglądam jej sen.

Oto, ten uroczy legwan śni o tym, że jest ogromnym smokiem. Umie nie tylko ziać ogniem ale potrafi także latać w przestworzach. Małej iguanie bardzo podoba się ten sen, to doświadczenie życie z jakże innej perspektywy, przeżywane w innym ciele.

W pewnym momencie granica między jej snem, a jawą zaciera się, te dwa światy zaczynają przenikać się wzajemnie. Doświadczenie jest silne do tego stopnia, że w realnym świecie ludzie zaczynają widywać przedziwne zjawisko. Swą formą do złudzenia przypomina zielone oko smoka, które w swej istocie jest smoczym okiem ze snu iguany.

W naszym codziennym życiu zwykliśmy traktować świat snu nieco po macoszemu, nie dając mu właściwego miejsca i znaczenia. Nauczyliśmy się postrzegać tę fazę życia jako coś, co służy jedynie regeneracji ciała fizycznego oraz umysłu. A co jeśli czas, w którym doświadczamy życia poprzez sen i we śnie jest równie ważny i realny jak ten, w którym właśnie czytasz te słowa? Co więcej, może nasze życie też jest częścią czyjegoś snu, w którym to my jesteśmy śnieni? A może jednocześnie jesteśmy śniącymi i śnionymi? To my śnimy te tak zwany realny świat, ale też jesteśmy w nim śnieni? A skoro to życie również jest snem, do tego snem na który mamy wpływ — poprzez świadome śnienie — to czy jesteśmy gotowi wziąć odpowiedzialność za nasza działania w tymże śnie?

Iguana widząc, iż jej senne marzenie o byciu smokiem jest tak realne — nie tylko dla niej — przeraziła się! Zrodził się w niej niepokój i lęk o skutki jej snu wykraczające dalece poza ramy jej umysłu.

Zmroziła ją myśl, że ktoś, kto ni z tego ni z owego zobaczył nie tylko oko, ale także całego smoka, mógł ucierpieć z powodu tego doświadczenia. Świadoma konsekwencji swych działań — także tych ze sfery snu — postanowiła lepiej śnić, bardziej świadomi i odpowiedzialnie.

To, jakie obrazy nosimy w naszym wnętrzu, jaką narracją żyjemy, tak też działamy w świecie zewnętrznym.

Jako w niebie, tak i na Ziemii. Jako wewnątrz, tak i na zewnątrz.

Podróże Szamańskie

Ślepiec

Ślepiec

Ślepiec
Ślepiec z wyboru nie z losu nadania
Okryty całunem przed życiem się wzbrania.
Do świata wnętrza stale ucieka—
Z zamkniętymi powiekami trudno dostrzec człowieka.

Staje przede mną postać przedziwna — mężczyzna okryty czarnym całunem, z czarną opaską na oczach. Nie pytany, sam z siebie komunikuje iż jest Ślepcem, a przynajmniej on sam, o swej ślepocie jest całkowicie przekonany

Pytam go, czy może mi jakoś opisać jak to jest być ślepcem? Odpowiada, że po prostu „widzi ciemność”!

Na to ja mówię, że gdyby był prawdziwie ślepy, wówczas nie widziałby nawet owej ciemności.

Kątem oka dostrzegam, że to stwierdzenie zbiło go z pantałyku, że dało do myślenia!

Teraz to ja, nieproszony zabieram głos.

Wiem, że świat i to co w nim możemy spotkać nie zawsze jest kolorowe, ale też nie wszystko tutaj musi być ponure, złe i zepsute. Samym zamknięciem oczu nie sprawimy, że nagle całe to zło i niegodziwe moce przestaną, tak po prostu istnieć!

Zamknięcie oczu czy też całkowita rezygnacja z ich używania, jest mniej lub bardziej świadomą ucieczką do wnętrza, w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Z drugiej strony, odcinając się od korzystania ze zmysłu wzroku, a co za tym idzie od medium łączącego nas ze światem, ograniczamy swoje postrzeganie, zawężamy perspektywę, fiksujemy jedynie na małym wycinku rozległej całości.

Warto więc sprawdzać i testować rzeczywistość za pomocą różnych dostępnych środków. Poleganie wyłącznie na jednej opinii, jednym zmyśle, czy jednym narzędziu, to celowe samookaleczanie i ograniczanie własnej wolności oraz możliwości doświadczania życia w pełni.

Zsuń czarną opaskę, otwórz oczy, wpuść światło do wnętrza, daj dłoń, zrób pierwszy krok, wejdź ze mną w strumień światła wiedzy.

Trzymając się za ręce, obaj wchodzimy pod wodospad. Krystaliczna woda opada na nasze ciała, rozluźnia je, dodaje sił. Przesuwam głowę Ślepca bliżej, tak by opadająca woda sama zdarła czarną opaskę z jego oczu. Odżywczy strumień zsuwa ją, a po chwili przelewa się przez blade oczodoły, masuje powieki, pobudza gałki oczne. Mężczyzna otwiera oczy i — choć wciąż nieco nieufny — z zachwytem ogląda tą piękną przestrzeń.

Gdy żyjemy nie swoim życiem, tracimy część siebie, jesteśmy jak Ślepiec. Pozwalamy sobie wmówić, że jesteśmy ślepi, po czym sami zaczynamy w to głęboko wierzyć. Oddzieleni od swego prawdziwego ja, pogrążamy się w ciemnej nocy duszy, której mrok spowija nas w całości. Z czasem, sami stajemy się mrokiem, żyjąc w zamkniętej, katatonicznej  klatce mrocznych przekonań.

Światło wiedzy rozprasza mrok ignorancji i fałszywego utożsamiania się. Świetlisty wodospad wewnętrznej mocy obmywa twarz, ręce, nogi — całe ciało — przywracając pierwotną, pełną jasności formę.

Gdy otworzysz oczy, nie tylko zaczniesz widzieć — w końcu zaczniesz żyć prawdziwie.
Gdy płaczesz, płacz z szeroko otwartymi oczami.

Zewnętrzny świat jest przejawieniem świata wewnętrznego; oba przenikają się nieustannie.

Odrzuć ciemność, idź do życia, bądź żywym przykładem dla innych, że można zdjąć jarzmo narzuconej ślepoty.

Podróże Szamańskie Teksty

Smocze Dzieci

Smocze Dzieci

Smocze Dzieci
Na ucieczce skupieni od domu oddaleni,
Smoka ostatniego ukrywają —
I choć dziećmi są, beztroski życia nie znają.
Zastraszeni, osaczeni, szukają azylu dla swych idei,
Resztkami nadziei pomocy wyglądają.

Oto stoją przed mną — ona i on — pięknej urody bliźnięta, w wieku na oko lat 10. Ich niezwykły wygląd przytłumiony jest przez zetlałe i poniszczone odzienie, zaniedbane włosy, schodzone do cna buty. Patrzą na mnie wielkimi, błękitnymi oczami, w których tli się ostatnia iskra nadziei i wiary w to, że ich sytuacja jeszcze kiedyś się odmieni. Wtem, z cienia, zza ich pleców pojawia się trzecia i to nie byle jaka postać — Zielony Smok!

On też, mimo swych gabarytów i nieograniczonych wręcz możliwości zdaje się być pokonany przez los. Zwieszony łeb na długiej szyi i pełne rezygnacji spojrzenie tylko to potwierdzają.

Smocze Dzieci

Bliźnięta z czułością kładą dłonie na smoku, po czym całe wtulają się w jego cielsko. 

Przyznaję, że sytuacja jest zgoła niecodzienna, ale jakże fascynująca!

Rozpościeram szeroko ramiona, dając przybyłej trójce jasno do zrozumienia, że są moimi gośćmi, i że nikogo ani niczego nie muszą się tutaj obawiać. Proszę by poczuli się swobodnie, a gdy będą gotowi, by wyjawili co ich do mnie sprowadza.

Długo czekać nie muszę, bo ułamek chwili później w moim umyśle doświadczam projekcji historii ich życia.

Cofamy się do czasów, gdy ludzie i smoki nie tylko żyli w tych samym czasie, ale do tego jeszcze w zgodzie i harmonii. Oba gatunki potrafiły ze sobą pokojowo koegzystować dając sobie nawzajem tak wiele, wpierając się, troszcząc o siebie.

Jednak komuś bardzo ten układ nie pasował, więc postanowił go zniszczyć, uciekając się do makabrycznego fortelu. Nagle i niespodziewanie w kilku wioskach zaczęły płonąć zabudowania, niszczone było mienie publiczne, a wszelkie ślady pozostawione na miejscach zbrodni miały sugerować działanie smoczej siły. Na początku nikt nie dawał temu wiary, jednak z czasem skala zniszczeń zaczęła narastać, a opłaceni jątrzyciele skutecznie podbudzali ludność przeciwko smokom.

W pewnym momencie czara goryczy przelała się, i pomimo zapewnień ze strony rodów specjalizujących się w opiece i kontaktach ze smokami — że stworzenia te nie mają ze zniszczeniami nic wspólnego — wydano dekret o eksterminacji tego gatunku!

Bliźnięta należały do jednego z takich smoczych rodów. Widząc co się dzieje, mimo swego młodego wieku postanowiły stanąć w obronie uciśnionych, i pod osłoną nocy, nie mówiąc nikomu, opuściły rodzinny dom wraz z jednym z ostatnich smoków.

Od tego czasu błąkają się po świecie poszukując bezpiecznego schronienia dla siebie i swojego ziejącego ogniem przyjaciela.

Straumatyzowane i nie potrafiące zrozumieć okrucieństw dorosłego świata, przestały rosnąć, świadomie zatrzymując naturalny proces rozwoju, nie dając szansy ulecieć tej dziecięcej, pełnej empatii niewinności.

Stoję i poruszony ich historią ocieram łzy z policzka. Jest mi przykro, że mimo iż wyglądają jak dzieci, to nigdy tak naprawdę nie zaznały beztroski tego pięknego okresu życia. Uciekając przed światem dorosłych, wbrew sobie, wpadły wprost w jego ciężkie ramiona.

Wyrównuję oddech, spoglądam na tę niezwykłą trójkę i mimowolnie zaczynam mówić.

Smocze Dzieci, to symbol wewnętrznej harmonii pełnej empatii i miłości, na fundamentach której dokonujemy codziennych wyborów, i z których czerpiemy siłę do walki o swoje prawdziwe ja.

Smok pozwala zachować dystans do świata, widzieć go z odpowiedniej perspektywy, i trzyma z daleka od fałszu i obłudy. 

Aby smok mógł być twoim sprzymierzeńcem, musisz zachować i pielęgnować w sobie czyste i niewinne serce, dziecięcą wrażliwość i ufność oraz radosne życie w chwili obecnej. 

Ucieczka przed trudnymi rzeczami nie jest dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza w kontekście długofalowym. Jest ona jak odwlekanie tego co i tak — prędzej czy później — się wydarzy.

Czasowe wycofanie się, które może przypominać ucieczkę, ma sens wtedy, gdy wykorzystamy je do retrospekcji naszych działań, analizy i wyciągnięcia wniosków oraz dostrzeżenia możliwych, pozytywnych rozwiązań.

Co mogę zrobić by przestać uciekać? Jak zaprzestać chowania się i unikania odpowiedzialności?
W jaki sposób przeramować pozornie niekorzystaną sytuację w coś, co może przynieść pozytywne efekty?
Co mogę ofiarować innym, co sprawi że nie będę postrzegał smoka jako zagrożenia, tylko jako szansę na ekscytujące, twórcze działanie?


Odpowiednia perspektywa w połączeniu ze światłem wiedzy i doświadczenia pozwalają odczarować rzeczywistość, widzieć ją taką jaką jest, wyjść z toksycznej gry zależności między katem a ofiarą, między ofiarą a katem.

Nadszedł czas transformacji, czas wejścia w dorosłość. Tej zmiany możecie dokonać na swoich warunkach, bez potrzeby poddawania się schematom, które nie służą waszej duszy. Świadomi tego, pozwólcie i pomóżcie napisać nową historię, w której to rycerze nie przybywają po głowę smoka, a jedynie by prosić o po pomoc i mądrość waszej trójki!

Jesteście dwiema stronami jednej monety, uosobieniem harmonii i wyborów opartych na miłości do życia. Łączycie świat ludzi i smoków, pozornych przeciwieństw i sprzeczności.

Oddech smoka, dosłownie i w przenośni, ma oczyszczającą moc. Jest duchowym katalizatorem, który pozwala oddzielić to właściwe od tego, co wbrew naszej duszy. Smoczy oddech pozwala oczyścić chęć podążania za cudzymi ideami, a także i samą ideę. Gdy coś pozornie rezonuje z tobą, oddech smoka pozwoli ci sprawdzić, czy to twoja rzeczywistość i czy powinnaś pójść za nią.

Milknę, bo niczego więcej mówić nie muszę. Bliźnięta są niezwykle pojętne a zmiany wprowadzają w czasie rzeczywistym. 

Teraz stoi przede mną para dorosłych ludzi, ze smokiem mieszkającym w ich sercach. Na pozór wyglądają bardzo zwyczajnie, jedynie ruchy tatuażu smoka, który każde z nich ma na ramieniu, sugeruje coś zupełnie innego.

Podróże Szamańskie Teksty

Leśna Uzdrowicielka

Leśna Uzdrowicielka

Leśna Uzdrowicielka

Po moim ciele rozlewa się balsam utkany z kobiecej energii; ciepłej, pełnej spokoju, zrozumienia, czułości i  delikatności. Do tego ktoś okrywa mnie kocem i podaje gorącą czekoladę, tym samym potęgując to jakże błogie doświadczenie. Poddaję się mu, i ze spokojnym sercem czekam na to, co dalej się wydarzy.

W pewnej odległości dostrzegam postać kobiety. I im bliżej jej się przyglądam, tym bardziej staje się ona dla mnie widoczna. Zarówno jej sylwetka jak i szaty do złudzenia przypominają kobietę, której na codzień przypisuje się rolę matki zbawiciela. Jej twarz zdaje się być zupełnie nie ruchoma, niczym maska, do tego poważnie nadgryziona zębem czasu. Właściwie to cała wygląda jak kamienny posąg, w który przeszło tysiąc lat wcześniej została zaklęta, do tego wbrew swojej woli. Narzucono jej rolę do odegrania, kazano nałożyć maskę, poświęcić siebie samą w imię tak zwanego wyższego dobra.

Maska twa ciężka  i zużyta
Farba płatami odchodzi
Korona na głowie rdzą zgrzyta
Gipsowe serce młot swobodzi.
Świętego unisono gnijące nuty
Rozbijają pancerz fałszywej buty.
Spadają szaty wybrańca matki
Koniec twej bałwochwalczej walki
Świat się zmienia, ołtarz umiera
Ceglana drzazga serca już nie uwiera. 

Obserwuję ją, daję jej czas i przestrzeń by zsuwająca się maska miała szansę odpaść na dobre. Dopomagam jej w tym, nucąc pewną piosenkę, która już po chwili przynosi efekt i sprawia, że tajemnicza postać zaczyna się poruszać. Już nie jest wmurowaną w ziemię statuą! Pozwala sobie na coraz więcej, pogłębia ruch, aż nagle uderza z impetem głową w skałę przy której stoi! Maska pęka i rozpada się w drobne kawałki, a spod niej wyłania się zupełnie nowa postać silnej i pełnej energii kobiety

Czuję, że to też jest maska, że to wciąż nie jest prawdziwa ONA. Wiedziony inspiracją, dopomagam jej pozbyć się i tej sztucznej okrywy!

Po chwili mym oczom ukazuje się piękna, jaśniejącą czystą, empatyczną radością dziewczyna. Uśmiecha się do mnie i podchodzi bliżej. Kładzie rękę na mej dłoni i zamyka oczy. Teraz czuję jej piękną energię i zdaję sobie sprawę z tego, że miałem przywilej doświadczać jej jeszcze nim się tutaj spotkaliśmy. Jednak ta niezwykła istota nie poprzestaje na tym. Postanawia podzielić się ze mną swoją historią, która przywiodła ją do tego miejsca.

Dawno temu zamieszkiwała dziewicze tereny, porośnięte przez rozległe lasy. To był jej prawdziwy dom, miejsce w którym nie tylko czuła się bezpiecznie, ale w którym mogła być po prostu sobą. Była mocno powiązana z energią Ziemi, i jako jej kapłanka miała wiele zdolności, w tym dar uzdrawiania. Pewnego dnia, ktoś z ludzi zamieszkujących wioskę przyległą do leśnej kniei przypadkiem podejrzał ją, podczas gdy uzdrawiała ranną łanię.  Obraz który wówczas ten człowiek zobaczył był prawdziwie oszałamiający: zstępujące z niebios światło, jaśniejące dłonie i śmiertelnie ranne zwierzę, które za jej sprawą dostało drugie życie. 

Wieść o Leśnej Uzdrowicielce szybko obiegła okolicę. Nie trzeba było długo czekać by ludzie zaczęli do niej przybywać z prośbą o pomoc, o uzdrowienie dla siebie i swoich dzieci. Nim się obejrzała, jej czas został wypełniony niesieniem pomocy potrzebującym ludziom, a ona całkowicie pochłonięta nową rolą, powoli zaczynała zapominać o tym kim była, a jej życiowa misja odeszła na dalszy plan. Ludzie zaczęli ją wielbić i czcić, widząc w niej uosobione bóstwo, mityczną matkę boga. Stopniowo, dzień po dniu, z każdy uzdrowieniem, z każdym nabożnie artykułowanym podziękowaniem jej ciało zaczynała pokrywać kamienna skorupa. Straciła swobodę, a życiowa przestrzeń została ograniczona do formy kamiennej, nieruchomej figurki — odcięta od pierwotnej energii, odizolowana od źródła, zabetonowana w myślokształty człowieczych oczekiwań

Ludzie zbudowali dla niej specjalną kapliczkę, tak by deszcz na nią nie padał, a i żeby im było wygodnie modlić się o zdrowie i materialną pomyślność. Teraz była dla nich i tylko dla nich, dostępna 24 godziny na dobę. Jedyne co wciąż ciepłe i ruchome w niej pozostało, to serce.

Zbyt często dopuszczamy do tego, by inni weszli nam na głowę, by narzucili swoją wizję tego jak wyglądać powinno nasze życie. Pozwalamy zamknąć nasze zdolności, nasze dary, to kim jesteśmy, a co gorsza nasze serce w ciasną klatkę cudzych oczekiwań. Niejednokrotnie zdarza nam się ulegać takim wizjom i zaczynamy odgrywać nie swoje role. Dzieje się tak zwłaszcza gdy mamieni jesteśmy wizją uwielbienia, bycia docenionym, wyniesionym na ołtarze. Poddajemy się temu, ufając ślepo, że to tłum ma rację, to inni wiedzą co będzie dla nas najlepsze

Leśna Uzdrowicielka puszczą moją dłoń i robi kilka kroków w tył. Kłaniamy się, wdzięczni za to co sobie nawzajem ofiarowaliśmy. Już nie przypomina tej smutnej, nieruchomej postaci jaką była jeszcze chwilę wcześniej. Teraz, powróciwszy do źródła, do swojego pierwotnego stanu jaśnieje blaskiem potencjału, gotowa żyć w jego pełni. Zza jej pleców ukazuje się piękny niedźwiedź, który symbolizuje jej wewnętrzną moc.

Uzdrowicielka z jednej strony zdaje się być bezbronna i niezwykle delikatna, z drugiej ma u swego boku tak niezwykłe zwierzę, pełne mocy i odwagi będące symbolem osadzenia i uziemienia. Niedźwiedź niczym osobisty strażnik nie pozwala by ktoś zabrał tą naszą delikatną i wrażliwą boską część nas samych i zamknął w jakiejś ciasnej formie, zbudowanej z ograniczonych wyobrażeń o wszechświecie. 

Pracujmy nad własną wrażliwością, dotykiem i czułościom, ale pamiętajmy też, by twardo stąpać po ziemi, by być w niej osadzonym.  

Podcast.

Podróże Szamańskie

Twój los w twoich rękach

Twój los w twoich rękach

Twoj los w twoich rękach.
Jest wczesny poranek. Kojąca bryza morskiego powietrza smaga moje ciało, a miarowy szum wody wprawia umysł w pozytywny rezon. W tym błogim stanie relaksu zadaję pytanie jednemu z moich Sprzymierzeńców, który postanowił mnie dziś odwiedzić.

Siedzimy obok siebie wpatrzeni w rozległy ocean. Nagle, w mych dłoniach materializuje się przedmiot, podobny do niewielkiego, prostokątnego pudełka. Z jego górnej ścianki wyrastają długie na okno 25 cm linki, przypominające czułka ukwiału bujane przez oceaniczną toń.

Okazuje się, że oto trzymam mych rękach mój los! To pudełko, to chwila obecna, przysłowiowe tu i teraz – jest ono sumą różnych pragnień, myśli, emocji ale też planów i konkretnych doświadczeń, które dla siebie zaplanowałem. Wyrastające zeń czułki to potencjalne linie czasu, które zostaną aktywowane w momencie wybory konkretnej historii zamkniętej w tymże pudełku. 

Mnogość rozwiązań zdaje się nie mieć końca. Potencjalnie każda wić ma szansę urosnąć, rozwinąć się, stworzyć własny wątek. Wątki mogą się ze sobą łączyć, a na pewnych odcinkach przeplatać. Sprzymierzeniec dodaje, że mogę też między różnymi wątkami skakać, by tak jak pszczoła móc zbierać z nich najbardziej wartościowe doświadczenia, integrować je w sobie, kumulować.

Pojawia się myśl a wraz z nią pytanie o właściwy wybór wątku, o ryzyko związane z podjęciem decyzji – który wybór będzie na tę chwilę tym najlepszym. 

Twój los w twoich rękach

Sprzymierzeniec przemówił:

– W tym pudełku nie ma niczego czego nie byłbyś w stanie unieść, co byłoby w jakikolwiek sposób przeciw twojej ewolucji i rozwoju świadomości. Jest to pakiet, który sam na to życie wybrałeś, i którego zawartość przerabiasz w odpowiednim dla siebie czasie. Nie ma potrzeby roztrząsania poprzednich wyborów czy użalania się że można było wybrać wtedy inaczej, lepiej. Bo mimo, że rzeczywiście mogłeś dokonać innego wyboru, to nie jest powiedziane, że byłby on lepszym wyborem, a doświadczenia zeń wyciągnięte byłyby tymi, które miałeś wyciągnąć. 

Patrz z szerszej perspektywy. To żyje to tylko wycinek nieskończonej całości i mnogości żyć; twoich i innych żywych istot.

Inaczej świat wygląda gdy obserwujesz go z poziomu osiedlowej ulicy, a inaczej gdy patrzysz nań z wysokości ostatniego piętra drapacza chmur. Widzisz siebie na przestrzeni dziejów, wiesz gdzie byłeś, gdzie szukać skarbów które w różnych miejscach i w różnym czasie poukrywałeś. Mając tę perspektywę, tę duchową wizję i świadomość wykraczające dace poza to ciało i ten umysł, jesteś prawdziwie wolny i prawdziwie gotowy by wieść wyzwolone życie w pełni.

Pudełko, tak jak się niespodziewanie pojawia, tak teraz niespodziewanie znika.

Po tym doświadczeniu pozostaje wdzięczność, ale też ogromna radość i mądrość.

Nie trzeba czekać  na odpowiedni moment, by dokonać zmiany. Nie trzeba okrągłych dat i symbolicznych momentów przejścia. Nie czekaj na Nowy Rok przez kolejny rok by coś zrobić ze swym życiem. Nowy Rok dzieje się każdego dnia, w każdej minucie, z każdym oddechem wybija północ.

Po prostu postanów i działaj. Bo dobry czas zawsze jest teraz.

Epizodu możesz odsłuchać w formie podcastu:

Pełna lista odcinków dostępna jest tutaj: https://gniewomirskrzysinski.pl/podcast-kosmiczny-szaman/

Podróże Szamańskie

Kosmiczna Praktyka

Spopielone błędy
Nawozem się stają,
Stan boskiego Zera
W sercach przywracają.
Z pomyłek oczyszczone
Doskonałości jest pryzmatem.
Światłem inspiracji
Zera Harmoni, czystej manifestacji.

Robię skok w czasie. Prześlizguję się między trybami kosmicznej machiny, by po ułamku sekundy wypłynąć w nieznanym choć znajomym świecie. Oto jestem na planecie skąpanej w świeżej zieloności oraz w świetle, które zewsząd ją otacza. Powietrze jest rześkie, lekkie, inspirujące każdą komórkę ciała, do tego by oddychać pełną piersią, rozkoszować się każdym oddechem i czystą świadomością istnienia.

W pewnej chwili ta idylliczna wizję pęka a moim oczom ukazuje się stan, w jakim ta planeta była wtedy, gdy przybyłem na nią wraz z moimi kompanami po raz pierwszy.

Dookoła panuje złowieszczy półmrok, a ponad nami rozpościera się krwawe, ciężkie od pyłu niebo. Powierzchnia planety jest kompletnie wyjałowiona, surowa, bez choćby krztyny życia. Do tego wieje tu huraganowy wiatr, z siłą tak wielką, że ledwie jesteśmy w stanie utrzymać się powierzchni.

Porozumiewamy się między sobą i postanawiamy poszukać jakiegoś osłoniętego miejsca, jakiegoś schronienia – jaskini bądź sporej skały, w której lub pod którą moglibyśmy choć trochę osłonić się przed działaniem  tych wysoce niesprzyjających warunków.

Sadowimy się w ciasnej kotlince. Zamykamy oczy, i każde z nas wchodzi w trans.

Sytuacja tego miejsca dotyka nas wszystkich. Jesteśmy poruszeniem zastanym stanem rzeczy. Jednak w każdym z nas, porusza ono inne struny wrażliwości, uderza w różne nuty empatii. Każde z nas dostrzega tutaj inny problem, z innym błędem rezonuje. 

Wiemy i czujemy jedno – naszym zadaniem, naszą misją jest dostrzeżenie i wyłapanie problemów, a następnie ich neutralizacja, trwałe wymazanie.

Fałszu nuty wyłapuję
Miłością je neutralizuję.
Na czasu pięciolini
Harmoni nowa pieśń powstaje.
Zgliszcza w raj obraca
Żyzną ziemią się staje.
Przebaczenia szukam
Aktywnie działam.
Wdzięcznym okiem
Zielenią zapładniam.
Przepraszam, że tak długo
Na zmianę czekałaś.

Huragan ustaje. Cząstki pyłu, które do tej pory wraz z nim wirowały w przestrzeni z wolna zaczynają opadać. Odsłania się horyzont, zaczyna docierać coraz więcej światła. Surowa przestrzeń powoli, stopniowo zmienia swe oblicze, odsłania swą prawdziwą twarz niczym ziemia, która ogrzewana wiosennym słońcem pozbywa się śnieżnej, ograniczającej okrywy.

Trzymając się za ręce tworzymy krąg. Wznosimy się ku górze i zawisamy na pewnej wysokości. Przemiana która tutaj się dokonała jest naszym wspólnym dziełem i jest zgodna z pierwotnym pragnieniem Absolutu. Stąd, próżno szukać w nas dumy czy zadufania. Działamy z pozycji ZERA, przez którego wnętrze przelewa się rzeka boskiej inspiracji. To właśnie Ona ma moc zmiany, trwałego usunięcia błędu.

Dzisiejsza podróż, to poszukiwanie korzeni mojej relacji ze starożytną praktyką ho’oponopono, o której sam Dr Len mówi, iż nie jest to praktyka z tego świata, że przybyła do nas z kosmosu.

Ta krótka wizja, malowana głównie przez pryzmat zasobów i doświadczeń mojego obecnego życia,  rzuca nowe światło na słowa doktora. Potwierdza także i moje przypuszczenia, iż z ho’oponopono nie jestem związany od wczoraj.

Kocham cię
Wybacz mi
Przepraszam
Dziękuję –
Błędy w sobie wymazuję.
 

Podróże Szamańskie

Pierwotne nieskomplikowanie

DZIŚ PODZIELĘ SIĘ Z TYM CO PRZYSZŁO PODCZAS PRACY Z NOWYM SYMBOLEM (TEN ZAMIESZCZĘ W OSOBNYM WPISIE).

Wchodzę do przestrzeni mojego wewnętrznego ogrodu. Jakiś czas tutaj nie zaglądałem. Od wejścia uderza mnie przyjemna, morska bryza, przesiąknięta słodyczą ptasich treli. Dookoła panuje niezwykły porządek, a rośliny są staranie wypielęgnowane.

Otaczają mnie zwierzęta mocy, z którymi witam się czule. Po krótce opowiadam im o ostatnich przeżyciach i darach które do mnie spłynęły.

Siadam na ziemi. Prawą dłonią kreślę yantrę – graficzny obraz symbolu, który ostatnio został mi objawiony. Wypowiadam mantrę z nim korespondującą i bez żadnych oczekiwań obserwuję co dalej się wydarzy.

Yantra ożywa, porusza się, by nagle, w sobie wiadomym celu narzuć na mnie sieć utkaną z pięknej, czystej energii. Poddaję się temu działaniu, a po chwili zdaję sobie sprawę, że w tym jedwabnym kokonie jestem dokądś, w przestrzeni ciągniony.

Uczucie które teraz mi towarzyszy jest obezwładniające, zachwycające, wciągające, wręcz oczyszczające. Na myśl przychodzi porównanie do stanu przebywania w łonie matki, stanu całkowitej zależności połączonej z permanentnym i absolutnym poczuciem bezpieczeństwa. Czuję, że każda komórka w ciele, każdą część mojego jestestwa zostaje dostrzeżona, ukołysana, ukochana i uwolniona.

Znika jakiekolwiek napięcie nagromadzone w mięśniach, przestają napływać myśli. Jestem w stanie czystego i pełnego TERAZ, w chwili doskonałego przejawienia i odczuwania pełni siebie, jestem w BYĆ TERAZ.

Pierwotne nieskomplikowanie

Nagi przede mną otwiera,

Przywraca łączność, kwarki razem zbiera,

Utyka w kokon, schronienie buduje.

Pozwalam się mu otulić,

Miłość zewsząd czuję.

Nagi nagim mnie rozwiewa,

Każdą cząstka doświadczam nieba,

Błękitną przepaskę na oczy nakładam.

Z pierwotnym źródłem na nowo połączony,

Wracam do siebie w pełni zespolony.

Podróż w formie podcastu wraz z komentarzem
Podróże Szamańskie

Zielony Smok

zielony smok

Wchodzę do przestrzeni mojego ogrodu. Już na wejściu dostrzegam opadającą z niebios grubą linę. Niczym lunatyk, bezwiednie łapię ją rękami i niemal z automatu zaczynam po niej, ku górze wspinaczkę. 

Jestem już bardzo wysoko, bo zdaje się, że dotarłem do poziomu chmur. Pode mną rozpościera się bezkresna i przerażająca przestrzeń. Wtem, nagle i ku mojemu zdumieniu puszczam linę! Jednak nie spadam, a zaczynam swobodnie unosić się w powietrzu. Dzieje się coś jeszcze, coś co dalece wykracza poza moje pojmowanie. Gdy otwieram usta, niemal natychmiast wydobywa się z nich długi na kilkanaście metrów słup ognia! Po chwili zdaję sobie sprawę, że jestem w ciele Zielonego Smoka, który teraz lata zataczając olbrzymie kręgi, plując przy tym zapamiętale żywym ogniem.

Smok, wydaje się być całkowicie pochłonięty ognistym, destrukcyjnym amokiem, ponieważ nawet nie zauważa jak płomieniem przepala linę, po której chwilę temu tu dotarłem. W ułamku sekundy zdaję sobie sprawę z tego, że właśnie straciłem drogę powrotu na dół. Bez zbędnych rozważań szybko przejmuję kontrolę nad umysłem smoka. Pikujemy w dół, tniemy powietrze w dzikim pędzie, po czym łapiemy spadający fragment liny i przyciągamy ją do miejsca, w którym chwilę wcześniej została przepalona. Łączymy ze sobą dwa końce, po czym odlatujemy jak najdalej od niej. 

Cierpliwie czekam, aż w smoku wypali się gniew, ból, złość i rozczarowanie. Te smocze emocje odczuwam również i ja. Będąc w ciele smoka, próbuję uchwycić i zrozumieć mechanizmy, które nim kierują. Każdemu otwarciu paszczy towarzyszy wyrzut ognistego jadu. Przez dłuższą chwilę latam więc spokojnie, by ostudzić te palące uczucia. Jednak nawet wtedy, gdy odczuwam względny spokój, to przy otwarciu pyska nadal strzelam ogniem.

Zaczynam coraz bardziej współczuć temu smokowi. Wygląda na to, że bez względu na stan jego ducha, każde otwarcie paszczy równoznaczne jest z sianiem ognistej pożogi. 

Jak on jest w stanie jeść, skoro potencjalny posiłek w mgnieniu oka zamienia się w zwęgloną masę niezdatną do spożycia! Od jak dawna ten biedny smok głoduje? Od jakiego czasu trzymają go przy życiu jedynie toksyczne uczucia i emocje? Od jak dawna żywi się chęcią zemsty i wyrównania krzywd?

Ogień gniewu spala serce, 

Żar zemsty więzi ducha,

Złość trawi kości,

Ból umysł zatruwa.

Przed oczyma przelatują mi obrazy wszelkich krzywd i niegodziwości, których ów smok doświadczył od niewdzięcznych ludzi. Mimo pięknej, wspólnej historii harmonijnego współistnienia  został zdemonizowany i bestialsko wygnany ze swej krainy. Chwilę później zniszczono bramy, zatrzaśnięto wszystkie drzwi. Postawiono mur. Oddzielono od siebie od wieków przenikające się światy.

Smoku mój Zielony, ulatuj w nowe strony,

Świat dla siebie przyjazny odkrywaj.

Zapomnij krzywdy przez maluczkich wyrządzone,

Wszak przypadków w Kosmosie nie ma.

Ogniem miłości innych zapalaj,

Serce swoje obmyj żywą wodą.

Odrzuć kajdany palącej złości,

Wypełnij kości poczuciem wolności.

Swą zieleń pięknie ukochaj.

Pstryk! Czuję, że nastąpiło rozłączenie. Ponownie, to duch smoka jest jedynym woźnicą tego zielonego cielska.

Opadam swobodnie w dół, jakbym w całości z nici pajęczych był utkany.

Nie warto żyć przeszłością. Próżno krzywd doznanych rozpamiętywać. Bo zamiast ich wyrównania, doświadczysz samospalenia. Nie posypuj solą otwartych ran – pozwól im się zagoić.

Wznieś się wysoko. Złap nową perspektywę. Zobaczysz, że nic nie dzieję się bez przyczyny. 

Ten tekst jest również dostępny w postaci podcastu. Odsłuchasz go tutaj: Spotify – Zielony Smok