0
All Posts By

Gniewomir

Teksty

Co robiłem na Festiwalu Szamana

Co robiłem na Festiwalu Szamana Ho’oponopono

Pomyślałem, że w kilku zdaniach podzielę się przeżyciami z dwóch pierwszych edycji Festiwalu Szamana, podczas których miałem przyjemność być prelegentem. To był dla mnie ogromny zaszczyt móc dzielić się wiedzą i doświadczeniem z tak szerokim gronem osób zainteresowanych duchowym rozwojem.

Co robiłem na Festiwalu Szamana Ho’oponopono

Na obu edycjach festiwalu miałem okazję przybliżenie uczestnikom starożytnej praktyki Ho’oponopono. Opowiadałem o jej mocy, a także o tym, jak może pomóc zrozumieć siebie, świat i odnaleźć swoje miejsce w nim. To niezwykłe doświadczenie dzielenia się tą praktyką spotkało się z dużym zainteresowaniem, a uczestnicy mieli okazję osobiście doświadczyć jej transformacyjnej mocy. Były łzy w oczach! Ufam, że te 4 zwroty towarzyszą im każdego dnia.

Samskara.

Drugą edycję festiwalu otworzyłem rytuałem pochodzącym z bliskiej mi tradycji, polegającym na paleniu ofiary ogniowejSamskary ku pomyślności miejsca i wszystkich zgromadzonych osób. Było to symboliczne działanie, które dodatkowo wzmocniło ducha ceremonialności wydarzenia.

Podczas jednego ze spotkań poprowadziłem medytację „Wewnętrznego ogrodu„. To była praktyka, którą każdy uczestnik mógł później zabrać ze sobą do domu, do samodzielnej eksploracji. Zależało mi na tym, by ofiarować proste, a w tym samym czasie skuteczne i bardzo potężne narzędzie. To niesamowite uczucie, obserwować ludzi chwilę po jej zakończeniu. Ich ciała, ich twarze wyglądają nieco inaczej niż przed przejściem tego wewnętrznego procesu. Ciekaw jestem, jak ta praktyka wpływa na codzienne życie tych którzy postanowili zostać z nią na dłużej.

Co robiłem na Festiwalu Szamana. Warsztat Moc Mantr.

Ostatniego dnia festiwalu poprowadziłem autorski warsztat „Moc Mantr”. W ramach tego wydarzenia połączyłem teoretyczne aspekty z praktyką, dając uczestnikom okazję nie tylko zrozumieć, ale również doświadczyć mocy mantr na własnej skórze. Kilkadziesiąt lat „życia na mantrze” pozwala napisać, że jestem z mantr zbudowany, stąd ten warsztat był dla mnie bardzo, ale to bardzo szczególny.

W tym kontekście, koncert zespołu Surtarang był dla mnie bardzo niesamowity. Podczas drugiej edycji udało nam się zamienić nawet słówko, a i przy okazji nakarmić ekipę samosami 😉

Wierzę, że słowa kluczowe takie jak „szamanizm”, „Ho’oponopono”, „medytacja” czy „moc mantr” pomogą podkreślić istotę tych wydarzeń w kontekście duchowego rozwoju oraz samej idei istnienia festiwalu jakim jest Festiwal Szamana.

Na koniec pragnę podziękować wszystkim, którzy wzięli udział w tych wyjątkowych chwilach. Wasze zaangażowanie i otwartość sprawiły, że festiwal stał się dla mnie niezapomnianym doświadczeniem. Mam nadzieję, że te praktyki przyniosły i nadal przynoszą Wam równie wiele radości i zrozumienia, co wtedy, podczas festiwalu.

om tat sat

Poniżej filmik z jednego z moich wystapień podczas pierwszej edycji.

Podróże Szamańskie

Spotkanie za milion lat

milion lat

Stoję na skrawku trawnika. Po chwili kładę się na plecach, zamykam oczy i wiedziony intuicją czekam aż coś się wydarzy. Dookoła rozbrzmiewa poranna pieśń cykad, a rytmiczny szum oceanicznych fal, które rozbijają się o brzeg, wprowadza mnie w stan głębokiego i jakże naturalnego relaksu.

Czuję jak pojedyncze źdźbła trawy na której leżę zaczynają trącać mnie, dotykać. Z nieznanej mi przyczyny, przyspieszają swój wzrost, szybko pną się ku górze drogą wytyczoną przez kształty mojego ciała. Oplatają mnie, kawałek po kawałku zamykają tysiącem chlorofilowych objęć. Otulają, mumifikują w zielonym sarkofagu.

Bez krztyny strachu poddaję się ich działaniu.

Na raz odrywam się od ziemii. Czuję jak olbrzymia łodyga wznosi mnie coraz wyżej i szybciej. Przebijamy kolejne warstwy ziemskiej atmosfery, by po chwili wpaść w kosmiczny dryft, zawieszeni w eterycznej próżni.

Ten stan pozornego bezruchu nie trwa jednak długo, bo nagle do gry wchodzi druga zielona macka, która podczepia się pod ten mój nieco osobliwy kosmiczny skafander, przejmuje mnie i ciągnie do miejsca z którego została tu wystrzelona. Ależ niecodzienna to forma podróżowania!

Lądujemy. Widzę, czuję i wiem, że jestem w jakimś bardzo pierwotnym miejscu. Nie jestem pewien czy jest to jakaś inna planeta, inny wymiar, czy może po prostu nasza poczciwa Ziemia, uchwycona w bardzo odległym przedziale czasowym. Gdy myślę o tym, ciało wysyła sygnały, które pozwalają skłaniać się ku tej trzeciej opcji.

Praziemia. Miejsce, do którego dotarłem porośnięte jest potężnymi, rozłożystymi drzewami. Panuje tu gęsta od świetlistej energii atmosfera. Obraz ten przywodzi na myśl las strefy chmur widziany z lotu ptaka, pełen drzew spowitych mgłą, ociekających wilgocią i całą gamą odcieni zieloności. 

Jednak moją uwagę przykuwa coś innego, bo ponad drzewami, a także gdzieniegdzie w ich koronach dostrzegam zawieszone w przestrzeni, lewitujące sylwetki ludzi. Złożone nogi, zaplecione w kwiat lotosu, półprzymknięte powieki, ciała zdradzające pogrążenie w głębokiej medytacji. Jedna postać wzbudza me szczególne zainteresowanie. Na tle pozostałych jest jakby jaśniejsza, bardziej kolorowa, wyrazistsza. Czuję jak po plecach przelatują ciarki, a przez głowę przebiega myśl, czy ten człowiek również mnie widzi?

Spotkanie za milion lat

Nagle, jakby w odpowiedzi na tę niewypowiedzianą na głos myśl, nasze spojrzenia spotykają się! I choć trwa to zaledwie ułamek chwili, czuję że właśnie tym jednym spojrzeniem powiedziane zostało wszystko! Ta krótka wzrokowa wymiana wpływa na dalszą trajektorię lotu naszych żyć. Fotony przeznaczenia zostają wybite z ustalonego wcześniej porządku, zmieniają się koordynaty, tworzy się nowa wersja rzeczywistości. Świadomość przenosi się na nowo powstałą, kolejną już linię czasu.

Jeśli spojrzenie wstecz zmienia świata bieg,

To jakąż moc posiada, wzrok co na przyszłość pada?

Pędzimy od czasów niepamiętnych,

Przemierzając światy w eter zaklęte.

Przez dziurkę od klucza kosmos podglądamy,

Miłości wytrychem drzwi ducha otwieramy.

Chwila nad pierwotnym lasem dobiega końca. Przed nami tylko kilka milionów lat w rozłące. Spokojnie, spotkamy się znów, niebawem. Dojrzalsi i pełniejsi o naszych praktyk owoce. Serca zestroimy, nogi w duchowy trans puścimy. Ramię w ramię o deszcz łaski ponownie poprosimy.

Teksty

Marionetka

Marionetka

Stoję na brzegu odziany w samurajską zbroję. Jest ciemna, bezksiężycowa noc, którą rozświetla jedynie łuna płonącego miasta po drugiej stronie jeziora.

Nie wiem ani gdzie, ani kim jestem. Przeraża mnie myśl, że mogę mieć jakikolwiek związek z tym pożarem

Po chwili zdaję sobie sprawę, iż nie jest tutaj sam. Za moimi plecami wyczuwam obecność kogoś znacznie potężniejszego, wyżej postawionego ode mnie. Być może jest to dowódca, a może nawet i sam cesarz!? Po mojej prawej jak i lewej stronie dostrzegam sobie podobnych samurajów. Wszyscy stoimy w bezruchu, zamrożeni niczym kamienne posągi, gotowi na wykonanie—bez chwili namysłu— kolejnych, nieważne jak głupich rozkazów. I chociaż jesteśmy żywymi ludźmi, to zdaje się, że oddychamy dopiero wtedy gdy dostaniemy na to odgórne przyzwolenie. Uświadamiam to sobie i naraz zaczynam odczuwać potworny ciężar sytuacji w której się znalazłem—zamknięty w zbrojny pancerz, osadzony w niewidzialnej klatce złożonej z krat lojalności i poddaństwa, w której nie mam nawet kontroli nad własnym ciałem!

Jestem tylko marionetką, która ma z góry narzucony zarówno sens jak i cel istnienia. Tutaj nie ma miejsca na indywidualne myśli czy pragnienia. Słowo wolność znaczy tyle co nic!

Wtem, jak na komendę wszyscy nabieramy powietrze w płuca. Wszyscy też, jak zahipnotyzowani patrzymy na na gorejące na horyzoncie miasto. Bezmyślni, bezrozumni, bezrefleksyjni trwamy tak przystrojeni w wymyślne zbroje. Z pozoru, jesteśmy potężni i niezniszczalni, a w istocie krusi, słabi i zniewoleni.

Naraz padają słowa, które z automatu stawiają nas w stan podwyższonej gotowości. Zza pleców dobiega słodka mowa imperatora, który chwali nasze dzisiejsze działania.

Nadal stoimy w jednym rzędzie na skalnym brzegu jeziora. Powietrze przeszywa kolejna komenda, po której obracamy się o 90 stopni i zaczynamy miarowy marsz przed siebie—posłusznie, jeden za drugim, niczym roboty odarte choćby z odrobiny wolnej woli.

Kotłują się we mnie sprzeczne myśli i uczucia, a przed oczyma przelatuje wizja tak przeżytego  życia—pustego życia aktora obsadzonego w tanim filmie o kiepskim scenariuszu, na który nie ma żadnego wpływu…

Nie afiszuję się ze swoimi przemyśleniami, tym bardziej z zamiarami. Pokornie udaję tego, kim nie jestem. Wykorzystuję moment nieuwagi otoczenia by po kilku sekundowym locie wpaść w ciemną i lodowatą toń jeziora. Ciężar zbroi robi swoje, szybko ściągając mnie aż na samo dno, woda otula każdy zakamarek cielesnej powłoki. 

Rzeczywistość Systemu rejestruje tylko pojedynczy plusk wody, jednak z jakiegoś powodu nie odnotowuje utraty jednej ze swych marionetek

Ta niewielka zmiana kierunku marszu jest jak śmierć i ponowne narodziny w jednym. Krok w przepaść, a po nim lot w nieznane. Odłamki obrazów w ułamku chwili pozbierane w jeden, mający nowe znaczenie kadr. Odrzucam pancerz poddaństwa i ślepego posłuszeństwa. Nagi wychodzę z wody i wkraczam do płonącego miasta. Bez numeru PESEL, bez odcisku palców, anonimowy staję po stronie tych, którzy chcą żyć w swojej prawdzie. 

Podróże Szamańskie

Sen Iguany

Sen Iguany

sen Iguany

Na grubej gałęzi rozłożystego drzewa awokado wygrzewa się w promieniach letniego słońca mała iguana. Zamknięte powieki jej oczu zdają się mówić, że w przyjemnym poczuciu bezpieczeństwa znajduję się właśnie w objęcia Morfeusza. Ledwie zauważalne ruchy gałek ocznych sugerują iż ten niezwykły gad właśnie doświadcza jakiegoś marzenia sennego.

Na moment dostaję dostęp do iguaniego umysłu i jako obserwator z zachwytem oglądam jej sen.

Oto, ten uroczy legwan śni o tym, że jest ogromnym smokiem. Umie nie tylko ziać ogniem ale potrafi także latać w przestworzach. Małej iguanie bardzo podoba się ten sen, to doświadczenie życie z jakże innej perspektywy, przeżywane w innym ciele.

W pewnym momencie granica między jej snem, a jawą zaciera się, te dwa światy zaczynają przenikać się wzajemnie. Doświadczenie jest silne do tego stopnia, że w realnym świecie ludzie zaczynają widywać przedziwne zjawisko. Swą formą do złudzenia przypomina zielone oko smoka, które w swej istocie jest smoczym okiem ze snu iguany.

W naszym codziennym życiu zwykliśmy traktować świat snu nieco po macoszemu, nie dając mu właściwego miejsca i znaczenia. Nauczyliśmy się postrzegać tę fazę życia jako coś, co służy jedynie regeneracji ciała fizycznego oraz umysłu. A co jeśli czas, w którym doświadczamy życia poprzez sen i we śnie jest równie ważny i realny jak ten, w którym właśnie czytasz te słowa? Co więcej, może nasze życie też jest częścią czyjegoś snu, w którym to my jesteśmy śnieni? A może jednocześnie jesteśmy śniącymi i śnionymi? To my śnimy te tak zwany realny świat, ale też jesteśmy w nim śnieni? A skoro to życie również jest snem, do tego snem na który mamy wpływ — poprzez świadome śnienie — to czy jesteśmy gotowi wziąć odpowiedzialność za nasza działania w tymże śnie?

Iguana widząc, iż jej senne marzenie o byciu smokiem jest tak realne — nie tylko dla niej — przeraziła się! Zrodził się w niej niepokój i lęk o skutki jej snu wykraczające dalece poza ramy jej umysłu.

Zmroziła ją myśl, że ktoś, kto ni z tego ni z owego zobaczył nie tylko oko, ale także całego smoka, mógł ucierpieć z powodu tego doświadczenia. Świadoma konsekwencji swych działań — także tych ze sfery snu — postanowiła lepiej śnić, bardziej świadomi i odpowiedzialnie.

To, jakie obrazy nosimy w naszym wnętrzu, jaką narracją żyjemy, tak też działamy w świecie zewnętrznym.

Jako w niebie, tak i na Ziemii. Jako wewnątrz, tak i na zewnątrz.

Podróże Szamańskie

Ślepiec

Ślepiec

Ślepiec
Ślepiec z wyboru nie z losu nadania
Okryty całunem przed życiem się wzbrania.
Do świata wnętrza stale ucieka—
Z zamkniętymi powiekami trudno dostrzec człowieka.

Staje przede mną postać przedziwna — mężczyzna okryty czarnym całunem, z czarną opaską na oczach. Nie pytany, sam z siebie komunikuje iż jest Ślepcem, a przynajmniej on sam, o swej ślepocie jest całkowicie przekonany

Pytam go, czy może mi jakoś opisać jak to jest być ślepcem? Odpowiada, że po prostu „widzi ciemność”!

Na to ja mówię, że gdyby był prawdziwie ślepy, wówczas nie widziałby nawet owej ciemności.

Kątem oka dostrzegam, że to stwierdzenie zbiło go z pantałyku, że dało do myślenia!

Teraz to ja, nieproszony zabieram głos.

Wiem, że świat i to co w nim możemy spotkać nie zawsze jest kolorowe, ale też nie wszystko tutaj musi być ponure, złe i zepsute. Samym zamknięciem oczu nie sprawimy, że nagle całe to zło i niegodziwe moce przestaną, tak po prostu istnieć!

Zamknięcie oczu czy też całkowita rezygnacja z ich używania, jest mniej lub bardziej świadomą ucieczką do wnętrza, w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Z drugiej strony, odcinając się od korzystania ze zmysłu wzroku, a co za tym idzie od medium łączącego nas ze światem, ograniczamy swoje postrzeganie, zawężamy perspektywę, fiksujemy jedynie na małym wycinku rozległej całości.

Warto więc sprawdzać i testować rzeczywistość za pomocą różnych dostępnych środków. Poleganie wyłącznie na jednej opinii, jednym zmyśle, czy jednym narzędziu, to celowe samookaleczanie i ograniczanie własnej wolności oraz możliwości doświadczania życia w pełni.

Zsuń czarną opaskę, otwórz oczy, wpuść światło do wnętrza, daj dłoń, zrób pierwszy krok, wejdź ze mną w strumień światła wiedzy.

Trzymając się za ręce, obaj wchodzimy pod wodospad. Krystaliczna woda opada na nasze ciała, rozluźnia je, dodaje sił. Przesuwam głowę Ślepca bliżej, tak by opadająca woda sama zdarła czarną opaskę z jego oczu. Odżywczy strumień zsuwa ją, a po chwili przelewa się przez blade oczodoły, masuje powieki, pobudza gałki oczne. Mężczyzna otwiera oczy i — choć wciąż nieco nieufny — z zachwytem ogląda tą piękną przestrzeń.

Gdy żyjemy nie swoim życiem, tracimy część siebie, jesteśmy jak Ślepiec. Pozwalamy sobie wmówić, że jesteśmy ślepi, po czym sami zaczynamy w to głęboko wierzyć. Oddzieleni od swego prawdziwego ja, pogrążamy się w ciemnej nocy duszy, której mrok spowija nas w całości. Z czasem, sami stajemy się mrokiem, żyjąc w zamkniętej, katatonicznej  klatce mrocznych przekonań.

Światło wiedzy rozprasza mrok ignorancji i fałszywego utożsamiania się. Świetlisty wodospad wewnętrznej mocy obmywa twarz, ręce, nogi — całe ciało — przywracając pierwotną, pełną jasności formę.

Gdy otworzysz oczy, nie tylko zaczniesz widzieć — w końcu zaczniesz żyć prawdziwie.
Gdy płaczesz, płacz z szeroko otwartymi oczami.

Zewnętrzny świat jest przejawieniem świata wewnętrznego; oba przenikają się nieustannie.

Odrzuć ciemność, idź do życia, bądź żywym przykładem dla innych, że można zdjąć jarzmo narzuconej ślepoty.

Podróże Szamańskie Teksty

Smocze Dzieci

Smocze Dzieci

Smocze Dzieci
Na ucieczce skupieni od domu oddaleni,
Smoka ostatniego ukrywają —
I choć dziećmi są, beztroski życia nie znają.
Zastraszeni, osaczeni, szukają azylu dla swych idei,
Resztkami nadziei pomocy wyglądają.

Oto stoją przed mną — ona i on — pięknej urody bliźnięta, w wieku na oko lat 10. Ich niezwykły wygląd przytłumiony jest przez zetlałe i poniszczone odzienie, zaniedbane włosy, schodzone do cna buty. Patrzą na mnie wielkimi, błękitnymi oczami, w których tli się ostatnia iskra nadziei i wiary w to, że ich sytuacja jeszcze kiedyś się odmieni. Wtem, z cienia, zza ich pleców pojawia się trzecia i to nie byle jaka postać — Zielony Smok!

On też, mimo swych gabarytów i nieograniczonych wręcz możliwości zdaje się być pokonany przez los. Zwieszony łeb na długiej szyi i pełne rezygnacji spojrzenie tylko to potwierdzają.

Smocze Dzieci

Bliźnięta z czułością kładą dłonie na smoku, po czym całe wtulają się w jego cielsko. 

Przyznaję, że sytuacja jest zgoła niecodzienna, ale jakże fascynująca!

Rozpościeram szeroko ramiona, dając przybyłej trójce jasno do zrozumienia, że są moimi gośćmi, i że nikogo ani niczego nie muszą się tutaj obawiać. Proszę by poczuli się swobodnie, a gdy będą gotowi, by wyjawili co ich do mnie sprowadza.

Długo czekać nie muszę, bo ułamek chwili później w moim umyśle doświadczam projekcji historii ich życia.

Cofamy się do czasów, gdy ludzie i smoki nie tylko żyli w tych samym czasie, ale do tego jeszcze w zgodzie i harmonii. Oba gatunki potrafiły ze sobą pokojowo koegzystować dając sobie nawzajem tak wiele, wpierając się, troszcząc o siebie.

Jednak komuś bardzo ten układ nie pasował, więc postanowił go zniszczyć, uciekając się do makabrycznego fortelu. Nagle i niespodziewanie w kilku wioskach zaczęły płonąć zabudowania, niszczone było mienie publiczne, a wszelkie ślady pozostawione na miejscach zbrodni miały sugerować działanie smoczej siły. Na początku nikt nie dawał temu wiary, jednak z czasem skala zniszczeń zaczęła narastać, a opłaceni jątrzyciele skutecznie podbudzali ludność przeciwko smokom.

W pewnym momencie czara goryczy przelała się, i pomimo zapewnień ze strony rodów specjalizujących się w opiece i kontaktach ze smokami — że stworzenia te nie mają ze zniszczeniami nic wspólnego — wydano dekret o eksterminacji tego gatunku!

Bliźnięta należały do jednego z takich smoczych rodów. Widząc co się dzieje, mimo swego młodego wieku postanowiły stanąć w obronie uciśnionych, i pod osłoną nocy, nie mówiąc nikomu, opuściły rodzinny dom wraz z jednym z ostatnich smoków.

Od tego czasu błąkają się po świecie poszukując bezpiecznego schronienia dla siebie i swojego ziejącego ogniem przyjaciela.

Straumatyzowane i nie potrafiące zrozumieć okrucieństw dorosłego świata, przestały rosnąć, świadomie zatrzymując naturalny proces rozwoju, nie dając szansy ulecieć tej dziecięcej, pełnej empatii niewinności.

Stoję i poruszony ich historią ocieram łzy z policzka. Jest mi przykro, że mimo iż wyglądają jak dzieci, to nigdy tak naprawdę nie zaznały beztroski tego pięknego okresu życia. Uciekając przed światem dorosłych, wbrew sobie, wpadły wprost w jego ciężkie ramiona.

Wyrównuję oddech, spoglądam na tę niezwykłą trójkę i mimowolnie zaczynam mówić.

Smocze Dzieci, to symbol wewnętrznej harmonii pełnej empatii i miłości, na fundamentach której dokonujemy codziennych wyborów, i z których czerpiemy siłę do walki o swoje prawdziwe ja.

Smok pozwala zachować dystans do świata, widzieć go z odpowiedniej perspektywy, i trzyma z daleka od fałszu i obłudy. 

Aby smok mógł być twoim sprzymierzeńcem, musisz zachować i pielęgnować w sobie czyste i niewinne serce, dziecięcą wrażliwość i ufność oraz radosne życie w chwili obecnej. 

Ucieczka przed trudnymi rzeczami nie jest dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza w kontekście długofalowym. Jest ona jak odwlekanie tego co i tak — prędzej czy później — się wydarzy.

Czasowe wycofanie się, które może przypominać ucieczkę, ma sens wtedy, gdy wykorzystamy je do retrospekcji naszych działań, analizy i wyciągnięcia wniosków oraz dostrzeżenia możliwych, pozytywnych rozwiązań.

Co mogę zrobić by przestać uciekać? Jak zaprzestać chowania się i unikania odpowiedzialności?
W jaki sposób przeramować pozornie niekorzystaną sytuację w coś, co może przynieść pozytywne efekty?
Co mogę ofiarować innym, co sprawi że nie będę postrzegał smoka jako zagrożenia, tylko jako szansę na ekscytujące, twórcze działanie?


Odpowiednia perspektywa w połączeniu ze światłem wiedzy i doświadczenia pozwalają odczarować rzeczywistość, widzieć ją taką jaką jest, wyjść z toksycznej gry zależności między katem a ofiarą, między ofiarą a katem.

Nadszedł czas transformacji, czas wejścia w dorosłość. Tej zmiany możecie dokonać na swoich warunkach, bez potrzeby poddawania się schematom, które nie służą waszej duszy. Świadomi tego, pozwólcie i pomóżcie napisać nową historię, w której to rycerze nie przybywają po głowę smoka, a jedynie by prosić o po pomoc i mądrość waszej trójki!

Jesteście dwiema stronami jednej monety, uosobieniem harmonii i wyborów opartych na miłości do życia. Łączycie świat ludzi i smoków, pozornych przeciwieństw i sprzeczności.

Oddech smoka, dosłownie i w przenośni, ma oczyszczającą moc. Jest duchowym katalizatorem, który pozwala oddzielić to właściwe od tego, co wbrew naszej duszy. Smoczy oddech pozwala oczyścić chęć podążania za cudzymi ideami, a także i samą ideę. Gdy coś pozornie rezonuje z tobą, oddech smoka pozwoli ci sprawdzić, czy to twoja rzeczywistość i czy powinnaś pójść za nią.

Milknę, bo niczego więcej mówić nie muszę. Bliźnięta są niezwykle pojętne a zmiany wprowadzają w czasie rzeczywistym. 

Teraz stoi przede mną para dorosłych ludzi, ze smokiem mieszkającym w ich sercach. Na pozór wyglądają bardzo zwyczajnie, jedynie ruchy tatuażu smoka, który każde z nich ma na ramieniu, sugeruje coś zupełnie innego.

Podróże Szamańskie Teksty

Leśna Uzdrowicielka

Leśna Uzdrowicielka

Leśna Uzdrowicielka

Po moim ciele rozlewa się balsam utkany z kobiecej energii; ciepłej, pełnej spokoju, zrozumienia, czułości i  delikatności. Do tego ktoś okrywa mnie kocem i podaje gorącą czekoladę, tym samym potęgując to jakże błogie doświadczenie. Poddaję się mu, i ze spokojnym sercem czekam na to, co dalej się wydarzy.

W pewnej odległości dostrzegam postać kobiety. I im bliżej jej się przyglądam, tym bardziej staje się ona dla mnie widoczna. Zarówno jej sylwetka jak i szaty do złudzenia przypominają kobietę, której na codzień przypisuje się rolę matki zbawiciela. Jej twarz zdaje się być zupełnie nie ruchoma, niczym maska, do tego poważnie nadgryziona zębem czasu. Właściwie to cała wygląda jak kamienny posąg, w który przeszło tysiąc lat wcześniej została zaklęta, do tego wbrew swojej woli. Narzucono jej rolę do odegrania, kazano nałożyć maskę, poświęcić siebie samą w imię tak zwanego wyższego dobra.

Maska twa ciężka  i zużyta
Farba płatami odchodzi
Korona na głowie rdzą zgrzyta
Gipsowe serce młot swobodzi.
Świętego unisono gnijące nuty
Rozbijają pancerz fałszywej buty.
Spadają szaty wybrańca matki
Koniec twej bałwochwalczej walki
Świat się zmienia, ołtarz umiera
Ceglana drzazga serca już nie uwiera. 

Obserwuję ją, daję jej czas i przestrzeń by zsuwająca się maska miała szansę odpaść na dobre. Dopomagam jej w tym, nucąc pewną piosenkę, która już po chwili przynosi efekt i sprawia, że tajemnicza postać zaczyna się poruszać. Już nie jest wmurowaną w ziemię statuą! Pozwala sobie na coraz więcej, pogłębia ruch, aż nagle uderza z impetem głową w skałę przy której stoi! Maska pęka i rozpada się w drobne kawałki, a spod niej wyłania się zupełnie nowa postać silnej i pełnej energii kobiety

Czuję, że to też jest maska, że to wciąż nie jest prawdziwa ONA. Wiedziony inspiracją, dopomagam jej pozbyć się i tej sztucznej okrywy!

Po chwili mym oczom ukazuje się piękna, jaśniejącą czystą, empatyczną radością dziewczyna. Uśmiecha się do mnie i podchodzi bliżej. Kładzie rękę na mej dłoni i zamyka oczy. Teraz czuję jej piękną energię i zdaję sobie sprawę z tego, że miałem przywilej doświadczać jej jeszcze nim się tutaj spotkaliśmy. Jednak ta niezwykła istota nie poprzestaje na tym. Postanawia podzielić się ze mną swoją historią, która przywiodła ją do tego miejsca.

Dawno temu zamieszkiwała dziewicze tereny, porośnięte przez rozległe lasy. To był jej prawdziwy dom, miejsce w którym nie tylko czuła się bezpiecznie, ale w którym mogła być po prostu sobą. Była mocno powiązana z energią Ziemi, i jako jej kapłanka miała wiele zdolności, w tym dar uzdrawiania. Pewnego dnia, ktoś z ludzi zamieszkujących wioskę przyległą do leśnej kniei przypadkiem podejrzał ją, podczas gdy uzdrawiała ranną łanię.  Obraz który wówczas ten człowiek zobaczył był prawdziwie oszałamiający: zstępujące z niebios światło, jaśniejące dłonie i śmiertelnie ranne zwierzę, które za jej sprawą dostało drugie życie. 

Wieść o Leśnej Uzdrowicielce szybko obiegła okolicę. Nie trzeba było długo czekać by ludzie zaczęli do niej przybywać z prośbą o pomoc, o uzdrowienie dla siebie i swoich dzieci. Nim się obejrzała, jej czas został wypełniony niesieniem pomocy potrzebującym ludziom, a ona całkowicie pochłonięta nową rolą, powoli zaczynała zapominać o tym kim była, a jej życiowa misja odeszła na dalszy plan. Ludzie zaczęli ją wielbić i czcić, widząc w niej uosobione bóstwo, mityczną matkę boga. Stopniowo, dzień po dniu, z każdy uzdrowieniem, z każdym nabożnie artykułowanym podziękowaniem jej ciało zaczynała pokrywać kamienna skorupa. Straciła swobodę, a życiowa przestrzeń została ograniczona do formy kamiennej, nieruchomej figurki — odcięta od pierwotnej energii, odizolowana od źródła, zabetonowana w myślokształty człowieczych oczekiwań

Ludzie zbudowali dla niej specjalną kapliczkę, tak by deszcz na nią nie padał, a i żeby im było wygodnie modlić się o zdrowie i materialną pomyślność. Teraz była dla nich i tylko dla nich, dostępna 24 godziny na dobę. Jedyne co wciąż ciepłe i ruchome w niej pozostało, to serce.

Zbyt często dopuszczamy do tego, by inni weszli nam na głowę, by narzucili swoją wizję tego jak wyglądać powinno nasze życie. Pozwalamy zamknąć nasze zdolności, nasze dary, to kim jesteśmy, a co gorsza nasze serce w ciasną klatkę cudzych oczekiwań. Niejednokrotnie zdarza nam się ulegać takim wizjom i zaczynamy odgrywać nie swoje role. Dzieje się tak zwłaszcza gdy mamieni jesteśmy wizją uwielbienia, bycia docenionym, wyniesionym na ołtarze. Poddajemy się temu, ufając ślepo, że to tłum ma rację, to inni wiedzą co będzie dla nas najlepsze

Leśna Uzdrowicielka puszczą moją dłoń i robi kilka kroków w tył. Kłaniamy się, wdzięczni za to co sobie nawzajem ofiarowaliśmy. Już nie przypomina tej smutnej, nieruchomej postaci jaką była jeszcze chwilę wcześniej. Teraz, powróciwszy do źródła, do swojego pierwotnego stanu jaśnieje blaskiem potencjału, gotowa żyć w jego pełni. Zza jej pleców ukazuje się piękny niedźwiedź, który symbolizuje jej wewnętrzną moc.

Uzdrowicielka z jednej strony zdaje się być bezbronna i niezwykle delikatna, z drugiej ma u swego boku tak niezwykłe zwierzę, pełne mocy i odwagi będące symbolem osadzenia i uziemienia. Niedźwiedź niczym osobisty strażnik nie pozwala by ktoś zabrał tą naszą delikatną i wrażliwą boską część nas samych i zamknął w jakiejś ciasnej formie, zbudowanej z ograniczonych wyobrażeń o wszechświecie. 

Pracujmy nad własną wrażliwością, dotykiem i czułościom, ale pamiętajmy też, by twardo stąpać po ziemi, by być w niej osadzonym.  

Podcast.

Podróże Szamańskie

Twój los w twoich rękach

Twój los w twoich rękach

Twoj los w twoich rękach.
Jest wczesny poranek. Kojąca bryza morskiego powietrza smaga moje ciało, a miarowy szum wody wprawia umysł w pozytywny rezon. W tym błogim stanie relaksu zadaję pytanie jednemu z moich Sprzymierzeńców, który postanowił mnie dziś odwiedzić.

Siedzimy obok siebie wpatrzeni w rozległy ocean. Nagle, w mych dłoniach materializuje się przedmiot, podobny do niewielkiego, prostokątnego pudełka. Z jego górnej ścianki wyrastają długie na okno 25 cm linki, przypominające czułka ukwiału bujane przez oceaniczną toń.

Okazuje się, że oto trzymam mych rękach mój los! To pudełko, to chwila obecna, przysłowiowe tu i teraz – jest ono sumą różnych pragnień, myśli, emocji ale też planów i konkretnych doświadczeń, które dla siebie zaplanowałem. Wyrastające zeń czułki to potencjalne linie czasu, które zostaną aktywowane w momencie wybory konkretnej historii zamkniętej w tymże pudełku. 

Mnogość rozwiązań zdaje się nie mieć końca. Potencjalnie każda wić ma szansę urosnąć, rozwinąć się, stworzyć własny wątek. Wątki mogą się ze sobą łączyć, a na pewnych odcinkach przeplatać. Sprzymierzeniec dodaje, że mogę też między różnymi wątkami skakać, by tak jak pszczoła móc zbierać z nich najbardziej wartościowe doświadczenia, integrować je w sobie, kumulować.

Pojawia się myśl a wraz z nią pytanie o właściwy wybór wątku, o ryzyko związane z podjęciem decyzji – który wybór będzie na tę chwilę tym najlepszym. 

Twój los w twoich rękach

Sprzymierzeniec przemówił:

– W tym pudełku nie ma niczego czego nie byłbyś w stanie unieść, co byłoby w jakikolwiek sposób przeciw twojej ewolucji i rozwoju świadomości. Jest to pakiet, który sam na to życie wybrałeś, i którego zawartość przerabiasz w odpowiednim dla siebie czasie. Nie ma potrzeby roztrząsania poprzednich wyborów czy użalania się że można było wybrać wtedy inaczej, lepiej. Bo mimo, że rzeczywiście mogłeś dokonać innego wyboru, to nie jest powiedziane, że byłby on lepszym wyborem, a doświadczenia zeń wyciągnięte byłyby tymi, które miałeś wyciągnąć. 

Patrz z szerszej perspektywy. To żyje to tylko wycinek nieskończonej całości i mnogości żyć; twoich i innych żywych istot.

Inaczej świat wygląda gdy obserwujesz go z poziomu osiedlowej ulicy, a inaczej gdy patrzysz nań z wysokości ostatniego piętra drapacza chmur. Widzisz siebie na przestrzeni dziejów, wiesz gdzie byłeś, gdzie szukać skarbów które w różnych miejscach i w różnym czasie poukrywałeś. Mając tę perspektywę, tę duchową wizję i świadomość wykraczające dace poza to ciało i ten umysł, jesteś prawdziwie wolny i prawdziwie gotowy by wieść wyzwolone życie w pełni.

Pudełko, tak jak się niespodziewanie pojawia, tak teraz niespodziewanie znika.

Po tym doświadczeniu pozostaje wdzięczność, ale też ogromna radość i mądrość.

Nie trzeba czekać  na odpowiedni moment, by dokonać zmiany. Nie trzeba okrągłych dat i symbolicznych momentów przejścia. Nie czekaj na Nowy Rok przez kolejny rok by coś zrobić ze swym życiem. Nowy Rok dzieje się każdego dnia, w każdej minucie, z każdym oddechem wybija północ.

Po prostu postanów i działaj. Bo dobry czas zawsze jest teraz.

Epizodu możesz odsłuchać w formie podcastu:

Pełna lista odcinków dostępna jest tutaj: https://gniewomirskrzysinski.pl/podcast-kosmiczny-szaman/

Teksty

Co powiedzą inni?

Co powiedzą inni? Rzecz o zsuwaniu maski tradycji.

zsuń maskę tradycji
Zsuń maskę tradycji
Ułudę wyznaczonych ról.
Pokłoń konwenansom-
Boso chadzaj pośród pól.
W rytmie serca myśli kołysz
Nektarem nakarm swe demony.
W gwiazdy blasku stań wyzwolony
Ciepłem życia zarażaj świata strony.
Podaj sobie dłoń-
Powstań i żyj.
Bezkresu doświadczaj toń.

Najwyższa pora odrzucić kajdany, które trzymają nas w ciemnych lochach niemocy. Kajdany, które posłusznie daliśmy sobie nałożyć, czasem nawet entuzjastycznie pomagając przy ich instalacji.

„Bo tak trzeba! Taka jest tradycja! Co powiedzą inni? Nie mogę się wyróżniać! Tak było od zawsze!”

Nasza pamięć bywa zwodnicza i bardzo wybiórcza. Czasami, temu co trwa raptem kilkadziesiąt lat nadajemy rangę ważności taką, jakby trwało nieprzerwanie od tysięcy lat, i nosiło znamiona niepodważalnej prawdy.

Bezwiednie powielamy nawyki, schematy działania, nie zastanawiając się nad ich sensem, czy też praktycznym wymiarem. I nawet gdy niespodziewanie najdzie nas chwila refleksji, prowadząca do pojawienia się pytań o cel i zasadność pewnych działań czy schematów, szybko je odrzucamy jako niewłaściwe, nie na miejscu, bo niezgodne z powszechnie przyjętym paradygmatem

Co powiedzą inni?

„Przecież moja babcia czy moja mama nie mogły się mylić. Ich działania musiały mieć niepodważalny sens! Tej sałatki nie można zrobić inaczej”

W tym wszystkim nie chodzi o sztuczne, do tego siłowe kruszenie konwenansów, podkopywanie fundamentów tej czy innej tradycji. Mowa tutaj o potrzebie ciągłej retrospekcji i kwestionowaniu własnych działań, schematów, myśli, poglądów, wierzeń i zachowań. Potrzebujemy nauczyć się nie tylko jak wyciągać wnioski, ale przede wszystkim jak uczyć się z nich korzystać i jak zmieniać nasze działania na bazie tychże wniosków. 

Życie to ciągły rozwój, to ciągła zmiana, przechodzenie z jednego stanu w następny. 
I choć w skali makro jesteśmy jedynie pyłem na wietrze, tak w skali mikro jesteśmy całym wszechświatem. Od nas wychodzi i do nas wraca. 

A skoro tak, działajmy tak, by to czym obdarowujemy świat, było piękne, pełne miłości, empatii, zrozumienia i życzliwości. 

PS dźwiękową wersję tekstu znajdziesz TUTAJ

Teksty

Mój Golem

Mój Golem – krótka historia potwora zbudowanego z nieukochanych cieni

Gniewem napędzany z żalu zbudowany.
Myślokształtów Golem strachem pompowany.
Niszczy salony meble demoluje.
Kamienną pięścią ściany przebija.
Uciekających ludzi - niczym mrówki ciężką nogą w posadzkę wgniata.
W tej zawierusze niewzruszenie czekam, na cios ostateczny.
Jednak ten nie następuje - Golem bratnią duszę we mnie odnajduje.

Kamienny potwór, wysoki na kilka pięter mocno tupie w marmurową podłogę pałacowej komnaty. Ta cała aż drży, a ja w wyniku tychże tąpnięć podskakuję do góry, na wysokość szyi rozsierdzonej bestii.

Ta, topornym acz szybkim ruchem łapie mnie w prawą dłoń. Jednak nie zaciska jej, nie zgniata mnie, nie unicestwia. Za to zaczyna mi się bacznie przyglądać. Nie unikam jego mrocznego spojrzenia. Wręcz przeciwnie, też zaczynam świdrować go moimi małymi, ludzkimi oczkami.

Patrzę wprost w jego ciemne ślepia i widzę w nich coś, czego nigdy bym się nie spodziewać dostrzec. Ciarki przechodzą mi po plecach!

Zdaje się, że do Golema chyba też pomału dociera świadomość tego co właśnie zaszło między nami. Oto on, kamienne monstrum spotyka swego, jakże kruchego stworzyciela!

Tak, ten Golem to stwór z cieni wszelakich zbudowany — starannie odsuwanych, wypychanych, tłamszonych, wykluczanych, marginalizowanych. Z cieni, które na przestrzeni wielu żywotów połączyły się, przemieszały i przybrały tę przerażającą formę. Stały się Golemem, o którego istnieniu sam nie miałem zielonego pojęcia!

Nagle, ten dziwny stwór z przytupem siada na resztkach marmurowej posadzki. To jakże niespodziewane spotkanie, jak i zaskakująca wiedza o swoim pochodzeniu, zdają się całkowicie osłabiać jego agresję, i skłaniają do autorefleksji

Jest mi bardzo przykro, i to z kilku powodów. Dosłownie, jestem porażony myślą, że niezauważone i nieukochane cienie, będące częścią mnie, zaczęły żyć swoim własnym życiem, do tego siać tak wielkie spustoszenie w różnych wymiarach egzystencji, i to nie tylko mojej!

Zawieruchy kurz opada, golemowe serce bić zaczyna.
Ciepła krew ponownie płynie w kamiennych żyłach.
Wybacz mi, przepraszam, we mnie wybrzmiewa.
Kocham cię i dziękuję, tego każdy z nas teraz potrzebuje.
Tyś jest mną, a ja w tobie jestem.
Przyjmuję to co ze sobą niesiesz.
Wciąż jest tyle do doświadczenia.

Golem zdaje się maleć. Jego skalne i toporne ciało rozpływa się, staję się miękkie i bardzo delikatne. Słyszę szloch i czuję łzy płynące po policzkach.

Łapię go za dłonie i patrząc mu prosto w oczy mówię: czas wstać i naprawić szkody, któreśmy razem wyrządzili. Odnowimy ściany, posadzkę świeżą położymy. Przywrócimy salonowi nową piękność.

Tej historii możesz posłuchać w formie podcastu (nie jest to słowo w słowo co przeczytałaś tutaj). Pokochaj Golema