Leśna Uzdrowicielka
Po moim ciele rozlewa się balsam utkany z kobiecej energii; ciepłej, pełnej spokoju, zrozumienia, czułości i delikatności. Do tego ktoś okrywa mnie kocem i podaje gorącą czekoladę, tym samym potęgując to jakże błogie doświadczenie. Poddaję się mu, i ze spokojnym sercem czekam na to, co dalej się wydarzy.
W pewnej odległości dostrzegam postać kobiety. I im bliżej jej się przyglądam, tym bardziej staje się ona dla mnie widoczna. Zarówno jej sylwetka jak i szaty do złudzenia przypominają kobietę, której na codzień przypisuje się rolę matki zbawiciela. Jej twarz zdaje się być zupełnie nie ruchoma, niczym maska, do tego poważnie nadgryziona zębem czasu. Właściwie to cała wygląda jak kamienny posąg, w który przeszło tysiąc lat wcześniej została zaklęta, do tego wbrew swojej woli. Narzucono jej rolę do odegrania, kazano nałożyć maskę, poświęcić siebie samą w imię tak zwanego wyższego dobra.
Maska twa ciężka i zużyta
Farba płatami odchodzi
Korona na głowie rdzą zgrzyta
Gipsowe serce młot swobodzi.
Świętego unisono gnijące nuty
Rozbijają pancerz fałszywej buty.
Spadają szaty wybrańca matki
Koniec twej bałwochwalczej walki
Świat się zmienia, ołtarz umiera
Ceglana drzazga serca już nie uwiera.
Obserwuję ją, daję jej czas i przestrzeń by zsuwająca się maska miała szansę odpaść na dobre. Dopomagam jej w tym, nucąc pewną piosenkę, która już po chwili przynosi efekt i sprawia, że tajemnicza postać zaczyna się poruszać. Już nie jest wmurowaną w ziemię statuą! Pozwala sobie na coraz więcej, pogłębia ruch, aż nagle uderza z impetem głową w skałę przy której stoi! Maska pęka i rozpada się w drobne kawałki, a spod niej wyłania się zupełnie nowa postać silnej i pełnej energii kobiety!
Czuję, że to też jest maska, że to wciąż nie jest prawdziwa ONA. Wiedziony inspiracją, dopomagam jej pozbyć się i tej sztucznej okrywy!
Po chwili mym oczom ukazuje się piękna, jaśniejącą czystą, empatyczną radością dziewczyna. Uśmiecha się do mnie i podchodzi bliżej. Kładzie rękę na mej dłoni i zamyka oczy. Teraz czuję jej piękną energię i zdaję sobie sprawę z tego, że miałem przywilej doświadczać jej jeszcze nim się tutaj spotkaliśmy. Jednak ta niezwykła istota nie poprzestaje na tym. Postanawia podzielić się ze mną swoją historią, która przywiodła ją do tego miejsca.
Dawno temu zamieszkiwała dziewicze tereny, porośnięte przez rozległe lasy. To był jej prawdziwy dom, miejsce w którym nie tylko czuła się bezpiecznie, ale w którym mogła być po prostu sobą. Była mocno powiązana z energią Ziemi, i jako jej kapłanka miała wiele zdolności, w tym dar uzdrawiania. Pewnego dnia, ktoś z ludzi zamieszkujących wioskę przyległą do leśnej kniei przypadkiem podejrzał ją, podczas gdy uzdrawiała ranną łanię. Obraz który wówczas ten człowiek zobaczył był prawdziwie oszałamiający: zstępujące z niebios światło, jaśniejące dłonie i śmiertelnie ranne zwierzę, które za jej sprawą dostało drugie życie.
Wieść o Leśnej Uzdrowicielce szybko obiegła okolicę. Nie trzeba było długo czekać by ludzie zaczęli do niej przybywać z prośbą o pomoc, o uzdrowienie dla siebie i swoich dzieci. Nim się obejrzała, jej czas został wypełniony niesieniem pomocy potrzebującym ludziom, a ona całkowicie pochłonięta nową rolą, powoli zaczynała zapominać o tym kim była, a jej życiowa misja odeszła na dalszy plan. Ludzie zaczęli ją wielbić i czcić, widząc w niej uosobione bóstwo, mityczną matkę boga. Stopniowo, dzień po dniu, z każdy uzdrowieniem, z każdym nabożnie artykułowanym podziękowaniem jej ciało zaczynała pokrywać kamienna skorupa. Straciła swobodę, a życiowa przestrzeń została ograniczona do formy kamiennej, nieruchomej figurki — odcięta od pierwotnej energii, odizolowana od źródła, zabetonowana w myślokształty człowieczych oczekiwań.
Ludzie zbudowali dla niej specjalną kapliczkę, tak by deszcz na nią nie padał, a i żeby im było wygodnie modlić się o zdrowie i materialną pomyślność. Teraz była dla nich i tylko dla nich, dostępna 24 godziny na dobę. Jedyne co wciąż ciepłe i ruchome w niej pozostało, to serce.
Zbyt często dopuszczamy do tego, by inni weszli nam na głowę, by narzucili swoją wizję tego jak wyglądać powinno nasze życie. Pozwalamy zamknąć nasze zdolności, nasze dary, to kim jesteśmy, a co gorsza nasze serce w ciasną klatkę cudzych oczekiwań. Niejednokrotnie zdarza nam się ulegać takim wizjom i zaczynamy odgrywać nie swoje role. Dzieje się tak zwłaszcza gdy mamieni jesteśmy wizją uwielbienia, bycia docenionym, wyniesionym na ołtarze. Poddajemy się temu, ufając ślepo, że to tłum ma rację, to inni wiedzą co będzie dla nas najlepsze.
Leśna Uzdrowicielka puszczą moją dłoń i robi kilka kroków w tył. Kłaniamy się, wdzięczni za to co sobie nawzajem ofiarowaliśmy. Już nie przypomina tej smutnej, nieruchomej postaci jaką była jeszcze chwilę wcześniej. Teraz, powróciwszy do źródła, do swojego pierwotnego stanu jaśnieje blaskiem potencjału, gotowa żyć w jego pełni. Zza jej pleców ukazuje się piękny niedźwiedź, który symbolizuje jej wewnętrzną moc.
Uzdrowicielka z jednej strony zdaje się być bezbronna i niezwykle delikatna, z drugiej ma u swego boku tak niezwykłe zwierzę, pełne mocy i odwagi będące symbolem osadzenia i uziemienia. Niedźwiedź niczym osobisty strażnik nie pozwala by ktoś zabrał tą naszą delikatną i wrażliwą boską część nas samych i zamknął w jakiejś ciasnej formie, zbudowanej z ograniczonych wyobrażeń o wszechświecie.
Pracujmy nad własną wrażliwością, dotykiem i czułościom, ale pamiętajmy też, by twardo stąpać po ziemi, by być w niej osadzonym.
No Comments