Spopielone błędy
Nawozem się stają,
Stan boskiego Zera
W sercach przywracają.
Z pomyłek oczyszczone
Doskonałości jest pryzmatem.
Światłem inspiracji
Zera Harmoni, czystej manifestacji.
Robię skok w czasie. Prześlizguję się między trybami kosmicznej machiny, by po ułamku sekundy wypłynąć w nieznanym choć znajomym świecie. Oto jestem na planecie skąpanej w świeżej zieloności oraz w świetle, które zewsząd ją otacza. Powietrze jest rześkie, lekkie, inspirujące każdą komórkę ciała, do tego by oddychać pełną piersią, rozkoszować się każdym oddechem i czystą świadomością istnienia.
W pewnej chwili ta idylliczna wizję pęka a moim oczom ukazuje się stan, w jakim ta planeta była wtedy, gdy przybyłem na nią wraz z moimi kompanami po raz pierwszy.
Dookoła panuje złowieszczy półmrok, a ponad nami rozpościera się krwawe, ciężkie od pyłu niebo. Powierzchnia planety jest kompletnie wyjałowiona, surowa, bez choćby krztyny życia. Do tego wieje tu huraganowy wiatr, z siłą tak wielką, że ledwie jesteśmy w stanie utrzymać się powierzchni.
Porozumiewamy się między sobą i postanawiamy poszukać jakiegoś osłoniętego miejsca, jakiegoś schronienia – jaskini bądź sporej skały, w której lub pod którą moglibyśmy choć trochę osłonić się przed działaniem tych wysoce niesprzyjających warunków.
Sadowimy się w ciasnej kotlince. Zamykamy oczy, i każde z nas wchodzi w trans.
Sytuacja tego miejsca dotyka nas wszystkich. Jesteśmy poruszeniem zastanym stanem rzeczy. Jednak w każdym z nas, porusza ono inne struny wrażliwości, uderza w różne nuty empatii. Każde z nas dostrzega tutaj inny problem, z innym błędem rezonuje.
Wiemy i czujemy jedno – naszym zadaniem, naszą misją jest dostrzeżenie i wyłapanie problemów, a następnie ich neutralizacja, trwałe wymazanie.
Fałszu nuty wyłapuję
Miłością je neutralizuję.
Na czasu pięciolini
Harmoni nowa pieśń powstaje.
Zgliszcza w raj obraca
Żyzną ziemią się staje.
Przebaczenia szukam
Aktywnie działam.
Wdzięcznym okiem
Zielenią zapładniam.
Przepraszam, że tak długo
Na zmianę czekałaś.
Huragan ustaje. Cząstki pyłu, które do tej pory wraz z nim wirowały w przestrzeni z wolna zaczynają opadać. Odsłania się horyzont, zaczyna docierać coraz więcej światła. Surowa przestrzeń powoli, stopniowo zmienia swe oblicze, odsłania swą prawdziwą twarz niczym ziemia, która ogrzewana wiosennym słońcem pozbywa się śnieżnej, ograniczającej okrywy.
Trzymając się za ręce tworzymy krąg. Wznosimy się ku górze i zawisamy na pewnej wysokości. Przemiana która tutaj się dokonała jest naszym wspólnym dziełem i jest zgodna z pierwotnym pragnieniem Absolutu. Stąd, próżno szukać w nas dumy czy zadufania. Działamy z pozycji ZERA, przez którego wnętrze przelewa się rzeka boskiej inspiracji. To właśnie Ona ma moc zmiany, trwałego usunięcia błędu.
Dzisiejsza podróż, to poszukiwanie korzeni mojej relacji ze starożytną praktyką ho’oponopono, o której sam Dr Len mówi, iż nie jest to praktyka z tego świata, że przybyła do nas z kosmosu.
Ta krótka wizja, malowana głównie przez pryzmat zasobów i doświadczeń mojego obecnego życia, rzuca nowe światło na słowa doktora. Potwierdza także i moje przypuszczenia, iż z ho’oponopono nie jestem związany od wczoraj.
Kocham cię
Wybacz mi
Przepraszam
Dziękuję –
Błędy w sobie wymazuję.
No Comments